Pamiętam dokładnie ten dzień, każdą minutę.
Dokładnie 11 lat temu.
Przez ciągnące się w nieskończoność 26tygodni na patologii ciąży wyobrażałam sobie ten dzień.
Szybki poród, ślicznego różowego bobaska pachnącego niemowlęcą oliwką. Nas razem tulące się do siebie...
Rzeczywistość jednak okazała się inna. W 35Hbd.
Zimny blat stołu, ostre światło sali operacyjnej.
Córkę, a dokładniej jej stópki widziałam tylko przez chwilę, zanim ją zabrali. Była sina.
Pamiętam ciszę jaka zapadła.
Ból po cesarce jest niczym w porównaniu z bólem jaki ma w sercu matka, która urodziła dziecko i nie może go dotknąć, przytulić, nakarmić.
Ja na sali z matkami z dziećmi przy piersi - Ona za grubą szybą inkubatora.
Matki budzące się na dźwięk płaczu głodnego dziecka - mnie budził alarm w telefonie, dokładnie co 3 godziny.
Rytuał. Odciągnąć, zanieść, wyparzyć, zasnąć.
I tak dzień i noc.
Nie mogłam jej dotknąć, przewinąć, nakarmić, przytulić...
Choć minęło 11 lat cały czas mam łzy w oczach myśląc że tego czasu nie da się cofnąć.
Czy płakała kiedy mnie nie było? Czy mogła zjeść kiedy chciała? Czy nie leżała za długo w mokrej pieluszce?
Czy czuła się równie samotna i opuszczona jak ja ? ...
W końcu mogłyśmy wrócić do domu. W końcu karmiłyśmy się tak jak chciałyśmy. W końcu mogłyśmy się tulić. W końcu miało być dobrze.
Złe dni do nas wracały.
Kiedy przyszła sepsa.
Kiedy stwierdzono astmę i AZS.
Kiedy dowiedziałyśmy się że ten ból nóżek to martwica kości.
Córeczko, w dniu Twoich urodzin życzę Ci żebyś była szczęśliwa. I zdrowa. Bo piękna i mądra już jesteś :)
FB https://www.facebook.com/matkakofeina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz