czwartek, 14 maja 2015

To moja wina, winna jestem ja #otoprawdaomnie

Niedawno brałam udział w dyskusji na grupie dla rodziców wcześniaków.

Czy czuję się winna że urodziłam wcześniaki ?
Tak, czuję ...

Moje racjonalne JA mówi mi że przecież wcześniejsze porody to nie moja wina, że to choroba, że uważałam, leżałam, brałam leki i insulinę.
Tak, to prawda. Robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby donosić każdą ciążę.
26 tygodni z krótkimi przerwami i przepustkami na patologii, które spędziłam w ciąży z najstarszą Miśką to dla młodej, szalonej dziewczyny był koszmar!
Cukrzyca, nadciśnienie, chora tarczyca, krwawienia i ciągłe skurcze - moje ciało nie chciało współpracować.
Ale udało się, córka żyje, dotrwałyśmy razem do 35Hbd.
Czy mogłam zrobić coś więcej ?
Może mogłam bardziej uważać, bardziej pilnować diety ?
Miśka pomimo 35Hbd miała trudności z oddychaniem, spędziła sporo czasu w inkubatorze. Nie miałysmy szans się przywitać.

Kolejna ciąża była przemyślana i zaplanowana. Oczywiście z góry monitorowana, od początku na podtrzymaniu. Miałam najlepszych lekarzy. Było dobrze. Zero skurczy, leżałam w domu. Cukrzyca, tarczyca i nadciśnienie dawały znać o sobie ale nie działo się nic strasznego w porównaniu z poprzednią ciążą.
Aż do pewnego kwietniowego wtorku, kiedy podczas rutynowego, co dwutygodniowego usg okazało się, że dziecko jest tak duże że szew na macicy po poprzedniej cesarce zaczyna pękać.
Momentalnie byłam na stole, cieli mnie w pełnym mejkapie (ahh że nie mam zdjęć z tego porodu nooo )
35Hbd. Tym razem Misia była silniejsza, oddychała sama, szybko wyszła z OIOMu, naświetlałyśmy się już na normalnej sali noworodkowej.
4600kg wcześniaka z 35Hbd hehe

I tu powinnam zakończyć szczęśliwie tę historię.
Wiem jak ciężkie są moje ciąże, wiem że ryzyko jest zbyt duże. Przecież już raz macica pękła, dzieci z makrosomią. Nie wolno mi zajść w kolejną ciążę, są zrosty, blizna cienka ...

A jednak rodzi się mój syn.
W 31Hbd. Nie oddycha pomimo że dwa razy na patologii dostaję serię sterydów na jego płucka.
Z sali operacyjnej pamiętam jak go reanimowali, podłączali pod respirator.  

Czy to moja wina, że macica tym razem zaczęła pękać już w połowie ciąży?
Czy to moja wina, że od 28tc leżałam z 3cm dziurą w macicy a lekarze robili co w ich mocy, żeby wydłużyć czas jaki syn spędzi w moim brzuchu?
Tak, obwiniam się!
O to że egoistycznie pragnęłam kolejnego dziecka, że zdecydowałam się na te ciążę.
Nie, nie olewałam lekarzy, brałam ogromne dawki insuliny i leków na tarczycę, żeby tylko zatrzymać makrosomię syna. Nie udało się.
Czuję się winna, ze moje dzieci przyszły na świat i tak brutalnie rozpoczęły swoje życie.
Że mój brzuch nie był dla nich bezpiecznym miejscem, że dojrzewały w inkubatorach,
Że irracjonalnie myślałam, że 'tym razem się uda'. Nie miało prawa się udać, tylko ja odrzuciłam te myśl!
Czuję się winna, że nie mogły się do mnie tulić, że leżały za szybą same, że kwiliły a ja nie mogłam ukoić ich płaczu. Że zamiast ciepłych maminych rąk dotykają ich rurki, respirator, wąsy z tlenem. Zamiast mleka z piersi była sonda i butelka.

Tak, wiem, nie powinnam tak myśleć.
Ale nie potrafię.
Nie umiem się pogodzić.
Chociaż, teraz kiedy wyrzuciłam to z siebie może będzie mi łatwiej ... ? :)

https://www.youtube.com/watch?v=if5kvljlspc 

FB https://www.facebook.com/matkakofeina 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz